(Jiddu Krishnamurti, Freedom From The Known, London 1971;
zbiór uporządkowanych tematycznie fragmentów mów Krishnamurtiego z lat 1963-64)
(Tłumaczenie: A. Trela, marzec 2014)
WOLNOŚĆ OD ZNANEGO – ROZDZIAŁ 1
Człowiek,
czy też szerzej – ludzkość, przez całe wieki poszukiwał czegoś będącego poza
nim samym, poza dobrem doczesnym – czegoś, co możemy nazwać prawdą, Bogiem lub
rzeczywistością, jakiegoś ponadczasowego stanu – czegoś, co nie może być
zakłócone przez okoliczności, myśl bądź ludzką demoralizację.
Ludzkość zawsze zadawała sobie pytanie:
czym jest to wszystko wokół? Czy życie ma w ogóle jakiś sens? Człowiek
postrzega ogromny zamęt życia, brutalność, bunty, wojny, niekończące się
podziały religijne, ideologiczne i narodowościowe, i w poczuciu głębokiej,
obezwładniającej frustracji pyta co robić, czym jest to coś, co zwiemy życiem,
czy jest coś poza nim?
I nie znajdując tej nienazwanej rzeczy
pośród tysiąca nazw, których od zawsze poszukiwał, kultywował wiarę – wiarę w
zbawienie lub w ideał – a wiara niezmiennie rodziła przemoc.
W tej ustawicznej walce, którą zwiemy
życiem, próbujemy ustanowić kodeks postępowania w zgodzie ze społeczeństwem, w
którym jesteśmy wychowywani, czy to będzie społeczeństwo komunistyczne, czy
tzw. społeczeństwo wolne; akceptujemy standard zachowania jako część naszej
tradycji jako Hinduiści, Muzułmanie lub Chrześcijanie, lub obojętnie czym
przytrafiło nam się być. Szukamy kogoś, kto powie nam czym jest dobre lub złe
zachowanie, słuszna lub nieetyczna myśl, i w następstwie tego wzorca naszego
postępowania i myślenia stajemy się machinalni, sztuczni, a nasze reakcje
odruchowe. Możemy zaobserwować to bardzo łatwo u siebie samych.
Przez stulecia byliśmy „karmieni” przez
naszych nauczycieli, autorytety, książki, świętych. Powiadamy: „Powiedzcie mi
wszystko o tym – o tym, co znajduje się
poza wzgórzami, górami i ziemią?” i jesteśmy usatysfakcjonowani ich
opisami, co oznacza że żyjemy słowami, a nasze życie jest płytkie i puste.
Jesteśmy ludźmi „z drugiej ręki”. Żyjemy tym, co nam powiedziano, albo prowadzeni
przez nasze zachcianki i nasze skłonności, albo akceptujemy zmuszeni przez
okoliczności i otoczenie. Jesteśmy wytworem wszelkiego rodzaju wpływów i nie ma
w nas niczego nowego, niczego odkrywczego dla nas samych; niczego oryginalnego,
nieskazitelnego, czystego.
W całych dziejach teologii byliśmy
zapewniani przez przywódców religijnych, że jeśli wykonujemy pewne obrządki,
powtarzamy pewne modlitwy lub wersety, formuły religijne, święte zgłoski, jeśli
podporządkowujemy się pewnym schematom, tłumimy nasze pragnienia, kontrolujemy
nasze myśli, wypieramy się namiętności, ograniczamy żądze i powstrzymujemy od
seksualnych słabostek, możemy, po wystarczającym udręczeniu umysłu i ciała,
znaleźć coś poza tym maluczkim, trywialnym życiem. I to jest to, co miliony tak
zwanych religijnych ludzi czyni od wieków, bądź w odosobnieniu – udając się na
pustynię, w góry lub do jaskini, wędrując od mieściny do mieściny po prośbie,
albo w grupie – wstępując do klasztoru, zmuszając swe do umysły do
przystosowania się do jakiegoś ustalonego schematu. Ale umysł udręczony, umysł
złamany, umysł, który chce uciec z całego tego zamętu, umysł taki przeczy
zewnętrznemu światu, jest przytępiany poprzez dyscyplinę i podporządkowanie –
umysł taki, chociaż długo poszukuje, znajdzie jedynie zgodność z własnym
wypaczeniem.
Aby więc odkryć, czy rzeczywiście jest lub
nie coś poza tą niespokojną, nieczystą, bojaźliwą, opartą na rywalizacji
egzystencją, wydaje mi się że ktoś musi mieć, ogólnie rzecz biorąc, całkowicie
odmienne podejście. Podejście tradycyjne jest skierowane z otoczenia do
wnętrza, i z czasem, przez ćwiczenia i wyrzeczenia, stopniowo przeistacza się w
ten wewnętrzny kwiat, to wewnętrzne piękno i miłość – w rzeczywistości robi zaś
wszystko, aby uczynić siebie ograniczonym, małostkowym i nieuczciwym, odartym z
(…).
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz